2016-04-24
22 kwietnia w Centrum Dialogu w Toruniu fundacja „Lex Lupus”, Narodowe Siły Zbrojne, Obóz Narodowo-Radykalny oraz Stowarzyszenie „Nasz Podgórz” zorganizowało spotkanie z Panią Marią Biedermann – Kowalewską, żołnierzem Narodowych Sił Zbrojnych, sanitariuszką powstania warszawskiego, zasłużoną dla miasta Torunia.
Jest kobietą po przeżyciach koszmarów II wojny światowej, która nie boi się opowiadać o tych traumatycznych momentach z życia. Wręcz odwrotnie - wychodzi z założenia, że powinno się przekazywać tę wiedzę młodzieży, ponieważ – jak mówi - „Rośnie nam pokolenie, które nie zaznało takich przeżyć, a jak najbardziej powinni być świadomi, ile cierpienia kosztowały Polaków wydarzenia w czasie II wojny światowej”.
Związana z Nakłem (miejscem urodzenia), Gdynią (gdzie się wychowała), Warszawą (gdzie walczyła w powstaniu i - jak sama podkreśla – prawdziwie dojrzała) oraz Toruniem (gdzie studiowała, założyła rodzinę, pracowała i nadal działa). Gdy wojna wybuchła miała 12 lat. Do Narodowych Sił Zbrojnych i konspiracji trafiła dzięki starszej siostrze Urszuli i Mieczysławowi Szemelowskiemu. Przed nim składała przysięgę i przyjęła pseudonim „Myszka”.
„Doskonale to pamiętam kiedy to było – wiosną 1943 roku. Dlaczego? Bo Niemcy przez słynne „szczekaczki” warszawskie informowali, że Rosjanie zamordowali polskich oficerów w Katyniu. I my słuchać tego nie mogliśmy. Bo od rana do nocy o tym mówili. No i stąd pamiętam tę datę. Moi rodzice byli świadomi, że składałam przysięgę” – wspominała. Po wielu latach, nadal z wielkim wzruszeniem wypowiadała słowa roty: „ Przysięgam Panu Bogu Wszechmogącemu w Trójcy Świętej Jedynemu, że wiernie będę walczył o niepodległość Polski. Rozkazów wszystkich mych przełożonych będę słuchał i posłusznie będę je wykonywał. Tajemnic organizacyjnych będę wiernie strzegł. W pełni świadomości celu pierwej śmierć poniosę aniżeli zdradzę. Tak mi dopomóż Bóg i święta Syna Jego Męko i Ty Królowo Korony Polskiej", co słuchacze przyjęli, jakby z wdzięcznością, z aplauzem. Mówiła także o szkoleniach dla sanitariuszek do przygotowywanego powstania (m.in. opatrunki, robienie zastrzyków, sterylizacja, opieka nad rannym).
Pani Maria z wieloma szczegółami wspominała smutne i tragiczne wydarzenia z okresu wojennej Warszawy: łapanki, rozstrzeliwania, morderstwa, jak również losy Żydów w pobliskim getcie. Do powstania poszła jako 17-letnia młoda dziewczyna. „Naszym obowiązkiem było gromadzenie opatrunków. Z uwagi na to, że nasz ojciec miał gabinet dentystyczny, środków opatrunkowych miałyśmy dużo. Zgłosiłyśmy się z siostrą do szpitala polowego na Lesznie. I tam byłyśmy sanitariuszkami” – wspominała „Myszka”. Podkreślała również, że wybuch powstania warszawskiego był dla niej najszczęśliwszym dniem w życiu: „Jako młoda dziewczyna, 17-latka, mogłam sobie opaskę biało-czerwoną założyć i widziałam w oknach flagi polskie. Tego się nie da zapomnieć. To był najszczęśliwszy dzień.” Obrazy z powstania warszawskiego pozostały na zawsze głęboko w jej pamięci. Po kapitulacji powstania przez Pruszków i Milanówek dotarła do Radomia, a stamtąd powróciła do Gdyni.
W Toruniu Pani Maria ukończyła studia i założyła rodzinę. Utworzyła pierwszą w regionie pracownię bakteriologiczną i mykologiczną. Otrzymała za to odznakę „Zasłużony dla Torunia”. Jest również członkiem Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej, jest zaprzyjaźniona z Muzeum Powstania Warszawskiego. Działa również w stowarzyszeniu Absolwentów UMK. Jest członkiem Korpusu Weteranów Walk o Niepodległość Rzeczypospolitej Polskiej. Jak sama podkreśla: „Byłam wychowywana w rodzinie religijnej i pełnej patriotyzmu. Ja to chyba w genach mam miłość do Boga i Polski. Mój dom był bardzo patriotyczny. I przekazałam synowi również ten patriotyzm.”
Można powiedzieć, że Pani Maria, tak jak wiele podobnych jej młodych wówczas dziewcząt okresu II wojny światowej, „zachowała się jak trzeba”. Sama podkreśla, że każdy, kto zna i rozumie sytuację Polaków pod okupacją hitlerowską, nie będzie pytał o to, czy powstanie było potrzebne, czy niepotrzebne, ale tak samo, jak w 1944 roku, raz jeszcze poszedłby do powstania, aby walczyć o prawdziwie wolną Polskę. Chociaż nikt z ówczesnych bohaterów nim się nie nazwie, to jednak my pamiętajmy, że nimi są. Uważają bowiem, że „tak było trzeba”, „taka była konieczność”, „inaczej nie można było”, „taka nas wychowano w służbie Bogu i ojczyźnie”. I dlatego hasło „Część i chwała bohaterom!” należy im sie bezsprzecznie.
Wsłuchujmy się więc we wspomnienia takich ludzi, jak Pani Maria. Jest to najcenniejsza „żywa historia”, historia polskich bohaterów. Na takich bohaterach należy wychowywać młode pokolenia. Maria Irena Biedermann – Kowalewska ps. „Myszka” - wspaniała kobieta, otwarty, przyjazny, serdeczny, mądry człowiek. Takich ludzi nam potrzeba!
Aleksandra Wojdyło
Zdjęcia: Aleksandra Wojdyło
Związana z Nakłem (miejscem urodzenia), Gdynią (gdzie się wychowała), Warszawą (gdzie walczyła w powstaniu i - jak sama podkreśla – prawdziwie dojrzała) oraz Toruniem (gdzie studiowała, założyła rodzinę, pracowała i nadal działa). Gdy wojna wybuchła miała 12 lat. Do Narodowych Sił Zbrojnych i konspiracji trafiła dzięki starszej siostrze Urszuli i Mieczysławowi Szemelowskiemu. Przed nim składała przysięgę i przyjęła pseudonim „Myszka”.
„Doskonale to pamiętam kiedy to było – wiosną 1943 roku. Dlaczego? Bo Niemcy przez słynne „szczekaczki” warszawskie informowali, że Rosjanie zamordowali polskich oficerów w Katyniu. I my słuchać tego nie mogliśmy. Bo od rana do nocy o tym mówili. No i stąd pamiętam tę datę. Moi rodzice byli świadomi, że składałam przysięgę” – wspominała. Po wielu latach, nadal z wielkim wzruszeniem wypowiadała słowa roty: „ Przysięgam Panu Bogu Wszechmogącemu w Trójcy Świętej Jedynemu, że wiernie będę walczył o niepodległość Polski. Rozkazów wszystkich mych przełożonych będę słuchał i posłusznie będę je wykonywał. Tajemnic organizacyjnych będę wiernie strzegł. W pełni świadomości celu pierwej śmierć poniosę aniżeli zdradzę. Tak mi dopomóż Bóg i święta Syna Jego Męko i Ty Królowo Korony Polskiej", co słuchacze przyjęli, jakby z wdzięcznością, z aplauzem. Mówiła także o szkoleniach dla sanitariuszek do przygotowywanego powstania (m.in. opatrunki, robienie zastrzyków, sterylizacja, opieka nad rannym).
Pani Maria z wieloma szczegółami wspominała smutne i tragiczne wydarzenia z okresu wojennej Warszawy: łapanki, rozstrzeliwania, morderstwa, jak również losy Żydów w pobliskim getcie. Do powstania poszła jako 17-letnia młoda dziewczyna. „Naszym obowiązkiem było gromadzenie opatrunków. Z uwagi na to, że nasz ojciec miał gabinet dentystyczny, środków opatrunkowych miałyśmy dużo. Zgłosiłyśmy się z siostrą do szpitala polowego na Lesznie. I tam byłyśmy sanitariuszkami” – wspominała „Myszka”. Podkreślała również, że wybuch powstania warszawskiego był dla niej najszczęśliwszym dniem w życiu: „Jako młoda dziewczyna, 17-latka, mogłam sobie opaskę biało-czerwoną założyć i widziałam w oknach flagi polskie. Tego się nie da zapomnieć. To był najszczęśliwszy dzień.” Obrazy z powstania warszawskiego pozostały na zawsze głęboko w jej pamięci. Po kapitulacji powstania przez Pruszków i Milanówek dotarła do Radomia, a stamtąd powróciła do Gdyni.
W Toruniu Pani Maria ukończyła studia i założyła rodzinę. Utworzyła pierwszą w regionie pracownię bakteriologiczną i mykologiczną. Otrzymała za to odznakę „Zasłużony dla Torunia”. Jest również członkiem Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej, jest zaprzyjaźniona z Muzeum Powstania Warszawskiego. Działa również w stowarzyszeniu Absolwentów UMK. Jest członkiem Korpusu Weteranów Walk o Niepodległość Rzeczypospolitej Polskiej. Jak sama podkreśla: „Byłam wychowywana w rodzinie religijnej i pełnej patriotyzmu. Ja to chyba w genach mam miłość do Boga i Polski. Mój dom był bardzo patriotyczny. I przekazałam synowi również ten patriotyzm.”
Można powiedzieć, że Pani Maria, tak jak wiele podobnych jej młodych wówczas dziewcząt okresu II wojny światowej, „zachowała się jak trzeba”. Sama podkreśla, że każdy, kto zna i rozumie sytuację Polaków pod okupacją hitlerowską, nie będzie pytał o to, czy powstanie było potrzebne, czy niepotrzebne, ale tak samo, jak w 1944 roku, raz jeszcze poszedłby do powstania, aby walczyć o prawdziwie wolną Polskę. Chociaż nikt z ówczesnych bohaterów nim się nie nazwie, to jednak my pamiętajmy, że nimi są. Uważają bowiem, że „tak było trzeba”, „taka była konieczność”, „inaczej nie można było”, „taka nas wychowano w służbie Bogu i ojczyźnie”. I dlatego hasło „Część i chwała bohaterom!” należy im sie bezsprzecznie.
Wsłuchujmy się więc we wspomnienia takich ludzi, jak Pani Maria. Jest to najcenniejsza „żywa historia”, historia polskich bohaterów. Na takich bohaterach należy wychowywać młode pokolenia. Maria Irena Biedermann – Kowalewska ps. „Myszka” - wspaniała kobieta, otwarty, przyjazny, serdeczny, mądry człowiek. Takich ludzi nam potrzeba!
Aleksandra Wojdyło
Zdjęcia: Aleksandra Wojdyło
GALERIA ZDJĘĆ