2016-04-14
„Nic się nie stało, Polacy nic się nie stało” to hasło znane ze świata sportu. Ale czy tylko tam jest ono żywe? O oswajaniu koni oraz różnicach między postawą „A widzisz!” i „To nie moja sprawa!” opowiadał ks. prof. Czesław Kustra.
2 kwietnia w Centrum Dialogu przy ul. Łaziennej 22 odbyło się spotkanie z cyklu „Odważ się na miłosierdzie”. Cykl jest próbą przybliżenia zagadnień związanych z uczynkami miłosierdzia względem duszy. Comiesięczne rozważania organizuje „Głos z Torunia”. W kwietniu skupiono się na uczynku „Grzeszących upominać”.
Tendencje
Ks. prof. Czesław Kustra, znany toruński michalita, wieloletni egzorcysta diecezji toruńskiej, spowiednik i pedagog, czerpiąc ze swej wiedzy, a przede wszystkim z doświadczeń nabytych w kontaktach duszpasterskich, zauważył na początku, że dzisiaj wcale nie jest łatwo czynić dobro. Niemniej czynienie dobra, czynienie miłosierdzia, jest ważniejsze niż tylko mówienie o nim. – Grozi nam duchowość indywidualistyczna – mówił. Współczesność napędza trend skupiania się tylko na sobie, na własnych odczuciach, na swoim wnętrzu. Kontakt z drugim człowiekiem sprowadza się do świata wirualnego. Jeśli już zauważamy kogoś obok siebie, wówczas w przypadku konieczności upomnienia bliźniego, dominują dwie postawy. Od jednych można usłyszeć „A widzisz!”, inni rzucą „Przecież nic się nie stało” lub „To nie moja sprawa”. Żadna z tych postaw nie jest próbą pomocy i sprowadzenia na właściwą drogę, bowiem pierwsza to raczej tzw. dobijanie leżącego, a druga to uchylanie się od odpowiedzialności oraz pseudoliberalizm i niezdrowa pobłażliwość.
Kto ma prawo?
– Uczynki miłosierdzia co do duszy należy łączyć z formacją sumienia – mówił ks. prof. Kustra. Przykład życia nie polega na byciu krystalicznym, bo żaden człowiek nie jest bez grzechu; przykład życia to także nie tak bliska Polakom dulszczyzna, czyli udawanie na zewnątrz: wobec sąsiadów, znajomych, czasem wobec najbliższych, że jest dobrze i pięknie, kiedy tak nie jest. – Kto ma prawo upominać? Nieskazitelni? Nie! Powołani do tego – podkreślał ks. prof. Kustra. W poczuciu miłości i odpowiedzialności za bliską osobę: współmałżonka, dziecko, rodzica, przyjaciela, każdy jest powołany do upominania.
No więc jak?
- Nowa ewangelizacja to nie noszenie transparentów. Spróbujcie stworzyć nową grupę w oparciu o gadanie. Napominanie w duchu miłości powinno odbywać się poprzez przykład życia – podkreślał kapłan. Przytoczył historię matki, której 18-letnia córka żyła w związku niesakramentalnym. Kobieta próbowała upomnieć dziecko. W odpowiedzi usłyszała od córki, że ona ma już 18 lat, a rodzice przecież niedawno świętowali 15 rocznicę ślubu, więc jak ona może jej zwracać uwagę. Dobrym wyjściem z takiej sytuacji byłaby rozmowa z córką w momencie, w którym zaczęła wchodzić w wiek nastoletni. Wtedy należało stanąć w prawdzie, opowiedzieć historię początków związku z jej ojcem i uznać błąd życia bez ślubu, a jednocześnie ostrzec córkę przed takim krokiem. Po latach stwierdzenie „Jak ty możesz mnie pouczać, skoro też tak robiłaś?” nie byłoby argumentem i pewnie w ogóle by nie padło.
Najwłaściwszy sposób upominania podaje sam Jezus. „Jeżeli brat twój zgrzeszył, idź i upomnij go w cztery oczy (…) Jeżeli cię nie usłucha: weź ze sobą jeszcze jedną lub dwie osoby, żeby na podstawie zeznania dwóch lub trzech świadków cała sprawa została rozstrzygnięta” (por. Mt 18, 15-16). W cztery oczy oznacza: spójrz w te oczy, nawiąż kontakt. Nie upominaj w smsie, przez telefon, ale wejdź w świat tego człowieka. Świadkowie to nie strony w rozprawie sadowej, ale raczej wspólnota osób popierająca troskę upominającego – to rodzina, czy przyjaciele pragnący z miłością pomóc. Ważne jest też ewangeliczne stwierdzenie „jeżeli cię nie usłucha”. To danie czasu drugiemu i wyczucie, bo musi być czas upominania. Nie upominać więc natychmiast, bo trzeba pozwolić minąć emocjom, w których mogłyby paść słowa niepotrzebne, czy nierozważne. – Nie smaga się spłoszonych koni – podkreślał obrazowo kapłan. Grzesznik niczym zraniony, spłoszony koń, smagnięty batem, ucieknie. Spłoszone zwierzę przychodzi do spokojnie wyciągniętej dłoni i łagodnego głosu. Grzesznik przyjdzie tam, skąd czuł będzie miłość. – Miłości można się nauczyć i tu nie ma granicy wieku – mówił ks. prof. Kustra.
Po rozważaniach był czas na zadawanie pytań. Wielu uczestników spotkania wykorzystało go na indywidualne rozmowy z prelegentem dzieląc się swoimi problemami i pytając o radę.
Joanna Kruczyńska
GALERIA ZDJĘĆ