Maria Karłowska urodziła się dnia 4 września 1865 roku w majątku Słupówka (dziś Karłowo), ówczesny powiat Szubin, województwo poznańskie. Miejscowość rodzinna należała do parafii Smogulec w archidiecezji gnieźnieńskiej. Maria była jedenastym i ostatnim dzieckiem wielkopolskiej rodziny ziemiańskiej, Mateusza i Eugenii z Dembińskich. Rodzice zawarli związek małżeński w 1844 roku w Panigrodzu. Kolejno rodziły się dzieci: Leon (1846-1895), Helena (1847-1933), Wanda (1848-1919), Aleksander (1850-1896), Kazimierz (1852-1917), Aniela (1853-1902), Bronisław (1855-1930), zmarły w dzieciństwie Bonawentura Franciszek (1857– nie znamy daty śmierci), Eugenia (1859-1877), Zdzisław (1863-1909) i Maria (1865-1935). Sakrament chrztu św. otrzymała dnia 8 października 1865 roku. Nadano jej imiona: Maria Leonarda Rozalia.
W 1870 roku, po sprzedaży Słupówki, cała rodzina Marii przeprowadziła się do Poznania. Ona wraz z bratem Zdzisławem zamieszkała w majątku najstarszego brata Leona w Grąbkowie, w powiecie rawickim. Przebywała u niego około czterech lat. Tam też prawdopodobnie rozpoczęła swoją edukację. Po przyjeździe do Poznania kontynuowała naukę w szkole katolickiej dla dziewcząt polskich, zwanej „pensją panien Danysz”.
W 1875 roku Maria przystąpiła do pierwszej Komunii św. poprzedzonej sakramentem pokuty. Sakrament bierzmowanie otrzymała w 1886 roku.
Trudne chwile przeżyła w sierpniu i wrześniu 1882 roku, kiedy to w odstępie jednego miesiąca straciła oboje rodziców. Po ich śmierci opiekę nad Marią przejęło starsze rodzeństwo, przede wszystkim siostra Wanda, która była jej matką chrzestną. Wkrótce starsze rodzeństwo zdecydowało, że najmłodsza z Karłowskich, będzie przygotowywać się do pracy w pracowni krawiectwa i haftu, którą prowadziła Wanda. W związku z tym wysłano ją na rok do Berlina, aby odbyła kurs kroju i szycia. Po powrocie rozpoczęła pracę w pracowni Wandy, która mieściła się w Poznaniu przy ulicy Podgórnej 12.
Kiedy Maria odrzuciła kilka propozycji małżeńskich, spodziewano się, że wstąpi do klasztoru. Nic takiego jednak – mimo różnych sugestii i oczekiwań- nie następowało i to wzbudzało coraz większe zdziwienie. Jednocześnie Maria coraz bardziej angażowała się w różną działalność charytatywną. Być może już wtedy na coś czekała.
Przełomowym momentem w życiu Marii było spotkanie z prostytutką. Pewnego popołudnia, w listopadzie 1892 roku, podczas swej wędrówki charytatywnej, Maria przybyła do mieszkania rodziny ubogiego krawca. Niestety trudno jest dzisiaj ustalić dokładny adres tego miejsca. Doszło tam do nieoczekiwanego spotkania z młodą prostytutką, Franką, podlegającą kontroli policji obyczajowej. W jednym momencie dane było Marii zobaczyć cały tragizm życia kobiet, które uprawiały nierząd.
W życiu Marii miało już miejsce wiele różnych spotkań. Były to spotkania radosne i smutne, budujące i gorszące, z wielkimi tego świata i z maluczkimi. Może dotknęła już wcześniej także świata, z którego pochodziła Franka. To listopadowe spotkanie miało okazać się jednak wyjątkowe. Maria nie wiedziała do końca, z jakim środowiskiem ma do czynienia, a był to ukryty dom publiczny. Wiemy, że została nawet oszukana przez rodzinę, którą odwiedziła, i w której mieszkaniu doszło do tego spotkania. Nie to jednak było ważne. A może właśnie dobrze, że towarzyszyła temu pewna niewiedza. Maria dostrzegła wielką potrzebę pomocy zagubionej dziewczynie.
Zaczęła się z nią spotykać. Dużo rozmów, słuchanie, próba nakłaniania do zmiany dotychczasowego życia, nauka katechizmu, pomoc materialna itd. To wszystko daje obraz pierwszych, prowadzonych w ukryciu i bez rozgłosu, spotkań apostolskich. Wkrótce do Franki dołączyły inne dziewczyny. Kiedy Maria nabrała pewności, że chcą one odmienić swoje dotychczasowe życie, starała się umieszczać je w zakładach sióstr szarytek czy elżbietanek. Trudno było jednak o miejsca, tym bardziej, że na „resocjalizację” trafiały „mocne przypadki”. Po pewnym czasie część dziewcząt uciekała z zakładów, próbowały na własną rękę coś zmienić, najczęściej kończyły jednak na ulicy.
Do Marii trafiało coraz więcej dziewcząt. W mrocznym półświatku suteren poznańskich szybko rozeszła się wieść, że jest ktoś, kto nie chce wykorzystać, ale pomaga. Nie ważny był stan materialny i fizyczny, ale liczył się człowiek, który chciał wyjść z bagna ludzkiego życia. Coraz więcej dziewcząt podejmowało decyzje wyrwania się z dotychczasowego środowiska i rozpoczęcia nowego życia. Okazało się jednak, że brakuje miejsca, gdzie można by je zgromadzić. Maria zastanawiała się: Co robić dalej?
Bywały dni, kiedy Marii trudno było znaleźć miejsce na rozmowę i „jaśnie wielmożna panienka” – jak ją nazywano – spotykała się z dziewczętami na cmentarzu garnizonowym. Stało się oczywistym, że trzeba zaleźć jakieś stałe lokum. Sytuacja skomplikowała się jeszcze bardziej, kiedy w sierpniu 1893 roku aresztowano rodzinę krawca, którym zarzucono tajne stręczycielstwo.
W międzyczasie w szpitalu miejskim zmarła Franka. Przed śmiercią życzyła Marii, aby do końca życia pozostała matką pokutujących dziewcząt „z procederu”, a zwłaszcza, aby mogła zdobyć dla nich mieszkanie i tam zebrać je wszystkie. Maria przyjęła to jako znak od Pana Boga.
Z pomocą przyszła Klementyna Jaworska, żona skromnego urzędnika, który na utrzymanie rodziny zarabiał przepisywaniem dokumentów. Jaworscy mieszkali przy ul. Naumanna 11 (obecnie ul. Inżynierska), w niewielkim mieszkaniu składającym się z dwóch pokoi i kuchni. Pani Klementyna miała wówczas 46 lat i bardzo zapaliła się do dzieła Marii. Aby jej pomóc, oddała jeden pokój, w którym mogło pomieścić się pięć podopiecznych.
We wrześniu 1893 roku pięć dziewczyn zamieszkało wspólnie pod jednym dachem. Nie był to oczywiście żaden dom zakonny, ale raczej schronisko czy przytulisko. Wspólne życie wymagało opracowania jakiegoś porządku dnia. Maria z panią Klementyną obmyśliły pierwszą „regułę wspólnego życia”. Maria starała się być z wychowankami codziennie. Było to jednak możliwe dopiero po jej pracy, tak więc na co dzień przebywała z nimi głównie pani Klementyna, Maria natomiast mogła poświęcić im więcej czasu w święta i dni wolne.
W tym czasie nawiązała kontakt z siostrami Matki Bożej Miłosierdzia z krakowskich Łagiewnik. Poznała przede wszystkim przełożoną m. Bernardę Tomicką, która z pochodzenia była Wielkopolanką. Owocem tej znajomości było wysłanie kilku podopiecznych do Krakowa. Poza tym prawdopodobnie kontakt z tym zgromadzeniem zapoczątkował myśl o nadaniu działalności Marii ram zakonnych. W tym momencie nie chodziło jednak o powołanie do życia czegoś nowego, ale raczej o przyłączenie się do istniejącego zgromadzenia. Wiemy, że z biegiem lat pojawiły się w tym względzie konkretne plany, z których ostatecznie jednak nic nie wyszło.
Na razie trzeba było myśleć o rzeczach podstawowych. Pokój przy ul. Naumanna nie był najlepszym miejscem na dłuższy pobyt. Powodem jego opuszczenia stały się jednak nie wychowanki, ale postawa sąsiadów pani Klementyny, a przede wszystkim właściciela domu. W lutym 1894 roku zażądał on opuszczenia mieszkania Jaworskich, nie chcąc znosić dłużej w swej posesji „tego procederu”.
Rozpoczęły się gorączkowe poszukiwania nowego miejsca. Udało się znaleźć lokal przy ul. Szewskiej 12. Oficjalnie uruchomiono w nim szwalnię i pralnię. Poparcie na otwarcie tego miejsca znalazła Maria w policji. Okazało się, że w tym domu mieszkał komisarz, który poznał już wcześniej jej działalność.
Nie było łatwo prowadzić to niespotykane dzieło. Jedna z pierwszych wychowanek wspomina: W czasie, kiedy zakład z wychowankami mieścił się przy ulicy Szewskiej, Matka Założycielka, uciekając razu pewnego przed ścigającymi Ją za to, że nawracała upadłe kobiety – rzuciła na nich medaliki św. Benedykta. To umożliwiło jej ucieczkę.
Na konieczne opłaty i urządzenie domu potrzebne były fundusze, Maria i Pani Klementyna chodziły więc na kwestę. Różnie były przyjmowane. Maria zwierzyła się kiedyś swej pomocnicy: O wiele łatwiej jest dawać, niż prosić! Ale gdyby było trzeba, to jestem gotowa do końca życia chodzić i żebrać dla nich!
Maria powtarzała też z przekonaniem zdanie: Warto zbudować dom choćby na jedną noc, aby w nim chociaż jedną duszę uchronić od grzechu śmiertelnego.
Liczba wychowanek w zakładzie stale wzrastała. Kiedy osiągnęła liczbę dwudziestu, było już całkowicie ciasno. Komisja sanitarna, która z ramienia policji obyczajowej sprawowała nadzór nad zakładem, nakazała Marii oddalić część podopiecznych i nie przyjmować nowych.
Problemy nie skończyły się na tym. W marcu 1895 roku wygasła umowa o wynajem lokalu przy ul. Szewskiej. Podobnie jak, w poprzednim miejscu, odezwali się sąsiedzi i właściciel kamienicy. Możemy do pewnego stopnia zrozumieć to niełatwe sąsiedztwo wychowanek. Nie zapominajmy, że cały czas „dopominało się” o nie ich dotychczasowe „środowisko”. Do tego doszły jeszcze problemy z brakiem pieniędzy na codzienne wydatki. Sytuacja stała się tragiczna.
W tym momencie Maria przekonała się kolejny raz o istnieniu Opatrzności Bożej. Pewnego popołudnia modliła się, polecając Bogu wszystkie swoje troski w kościele przy ul. Żydowskiej. Niespodziewanie podeszła do niej hrabina Aniela Potulicka, którą ujął widok modlącej się Marii. Wywiązała się rozmowa. Maria opowiedziała o swoim dziele oraz w detalach o nurtujących ją problemach. Hrabina zaproponowała pomoc. Tego samego dnia zakupiła dla zakładu żywność i udała się z Marią na ul. Szewską. Nie ukrywała wzruszenia, kiedy zobaczyła wychowanki, które jakiś czas temu przystąpiły właśnie do sakramentu pojednania. Obiecała dalszą pomoc.
Wspólnie z Marią zaczęły poszukiwać nowego domu na zakład. To ona była w pewnym sensie inicjatorką przeniesienia zakładu na peryferie miasta lub w najbliższym sąsiedztwie, poza jego granice. Wybór padł na położoną około 3 km od Poznania wieś Winiary. Hrabina zakupiła tam gospodarstwo liczące przeszło 4 ha ziemi wraz z inwentarzem i plonami. Po odremontowaniu zabudowań oraz skromnym umeblowaniu, dnia 16 lipca 1895 roku nastąpiło procesyjne przejście siedemnastu dziewcząt pod przewodnictwem Marii Karłowskiej do nowego domu.
Dnia 29 września 1895 roku ks. arcybiskup Florian Stablewski dokonał poświęcenia domu i kaplicy w nowym Zakładzie Dobrego Pasterza na Winiarach. Wypowiedział wtedy znamienne słowa: „Wielkiej potrzeba tu wiary, aby nie zwątpić!”.
Wokół Marii Karłowskiej gromadziły się nie tylko dziewczęta potrzebujące pomocy, ale także osoby, które identyfikowały się z jej apostolatem oraz wizją jego rozwoju. W ten sposób zaczęły powstawać zaczątki przyszłego zgromadzenia. W 1896 roku Maria przywdziała habit zakonny, a wkrótce po niej – 8 września tegoż roku - pierwsze siostry. W dniu 20 czerwca 1902 roku złożyła w konfesjonale wraz z siedmiu siostrami prywatne śluby wieczyste, dodając - jako czwarty - ślub poświęcenia się pracy nad osobami zagubionymi moralnie.
Problematycznym wydawać by się mogło przywdzianie habitów zakonnych. Nie zapominajmy, że Maria prowadziła swoją działalność na terenie zaboru pruskiego, gdzie już od początku XIX wieku władze prowadziły wyjątkowo restrykcyjną politykę wobec zakonów. Jednak i na to znalazł się sposób. Tak pojawienie się ubioru zakonnego pasterek wspominał ks. Kazimierz Karłowski, bratanek Marii:
Opowiadała mi osobiście Matka Założycielka Maria Karłowska, Ciotka moja, gdy byłem w pierwszych latach mego kapłaństwa, że w następujący sposób stało się, iż przyoblekła habit zakonny. Pracując nad nawracaniem dziewcząt upadłych zrozumiała, że habit zakonny doda jej znacznej powagi wobec nieokiełznanych i dzikich charakterów tych osób. Długo się nie namyślała, lecz uszyła sobie czarny habit, przyodziała go, wsiadła do dorożki, naówczas konnej, i pojechała wprost do ówczesnego prezydenta prus¬kiej policji Nathusiusa. Wchodząc do jego gabinetu, odważnie i wesoło oświadczyła mu: „nie mogę, proszę pana, inaczej pracować wśród tych kobiet, o czym Pan dobrze wie, jak tylko przystrojona w taki strój. Wtedy moja praca odniesie skutek!”. Nathusius uśmiechnął się i bez namysłu odpowiedział - rozmowa to-czyła się w języku niemieckim: „Dobrze, Froulein von Karlowska, niech Pani tak pracuje, ja nie mam nic przeciwko temu!”.
Od razu pojechała Matka Założycielka tą samą dorożką na Wyspę Tumską, do ówczesnego arcybiskupa Floriana Stablewskiego, który, jak mi sama Matka Założycielka mówiła, przychylnie i życzliwie dla jej działalności był usposobiony, i padając na powitanie do nóg jego, śmiało i pogodnie mu oznajmiła, że właśnie przyjeżdża z wizyty od prezydenta policji Nathusiusa, któremu powiedziała, że musi nosić habit zakonny w swej pracy i który bez zastrzeżeń na to wyraził swą zgodę, a teraz prosi Księdza Arcybiskupa o wyrażenie aprobaty.
Arcybiskup, rozweselony tym niespodzianym zdarzeniem, otwo¬rzył swe ramiona i wesołym i podniosłym głosem dał swe zezwolenie i błogosławieństwo. Był mile zaskoczony, że prezydent policji nie robił trudności, bo przecież w ten sposób zaczynało istnieć nowe polskie zgromadzenie zakonne. Arcybiskup wyraził pewną pochwałę, że tak filuternie i sprytnie Matka Założycielka potrafiła załatwić tak zasadniczą sprawę z urzędnikiem pruskim.
Uradowana wróciła Matka Założycielka do pierwotnego domku przy szosie na Winiarach i odtąd nosiła habit zakonny i rozpoczęła się nowa praca - nad stopniowym powstawaniem Zgromadzenia.
W 1909 roku nowe zgromadzenie zakonne zostało zatwierdzone na prawie diecezjalnym. Jesienią 1919 roku przybył do Poznania dr Otto Steinborn, naczelny lekarz policyjny w Toruniu, który zaproponował siostrom pasterkom przybycie do miasta Kopernika, do pracy na oddziale dla kobiet wenerycznie chorych w szpitalu miejskim.
Droktor Otto Steinborn umiał dla swoich planów zdobyć przychylność władz miasta. Problem opieki nad wenerycznie chorymi kobietami musiał być bardzo palący, gdyż sam prezydent miasta Torunia, Bolesław Wolszlegier, przynaglał Matkę listem z dnia 27 sierpnia 1920 roku do przybycia. Dnia 21 września 1920 roku dziewięć sióstr i dwie pielęgniarki wraz z przełożoną z Winiar s. Bernardą Marchlewską przyjechały do Torunia i rozpoczął się nowy etap w historii powstającego zgromadzenia.
Zaraz po przybyciu do Torunia siostry rozpoczęły posługę w Szpitalu Miejskim, który mieścił się przy ul. Przedzamcze. Dla wenerycznie chorych kobiet wydzielono specjalny barak. Siostry zamieszkały w niewielkim budynku przy szpitalu. Wkrótce przybyła tu także Założycielka zgromadzenia. Tak jak oczekiwano, oddziaływanie sióstr było nie tylko natury medycznej, ale także wychowawczej. W ciągu pierwszych trzech miesięcy obecności sióstr w szpitalu aż osiem wyleczonych pacjentek chciało zmienić swoje dotychczasowe życie. Jedyną możliwością pomocy w tym momencie było odesłanie ich do domu na Winiarach pod Poznaniem. Tylko tam mogły uczestniczyć w dalszym procesie wychowawczym.
Mimo przychylności władz, organizacja domu zakonnego i prowadzenie działalności leczniczej przez siostry natrafiało na różne trudności. Rozpoczęło się od problemów lokalowych. Siostry przeniesiono z centrum miasta na peryferie, niedaleko dworca Toruń-Mokre (obecnie Toruń Wschód), na ul. Wałdowską 25. Otrzymały tam jednak znacznie większy obiekt i samodzielność organizacyjną. Wojewódzki Urząd Zdrowia powołał do życia z dniem 21 listopada 1921 roku nową jednostkę medyczną w mieście: „Wojewódzką Lecznicę Dobrego Pasterza”.
Nie obyło się jednak bez problemów. Powodem do zmartwień w pierwszym okresie pobytu sióstr w Toruniu były przede wszystkim sprawy finansowe. Pojawiły się poważniejsze trudności z utrzymaniem tej nowej placówki leczniczej. Jak próbowano im zaradzić? Nim zgromadzenie przejęło dom przy ul. Wałdowskiej, powołano do życia „Pomorskie Towarzystwo Opieki Moralnej nad dziewczętami i kobietami”. Organizacja ta uzyskała osobowość prawną dnia 21 października 1922 roku. Członkami Towarzystwa byli między innymi: Helena i Otto Steinbornowie; dr Trzaska- ówczesny Dyrektor Wojewódzkiego Urzędu Zdrowia; ks. Stanisław Pełka - proboszcz parafii św. Jakuba w Toruniu, jednocześnie dziekan dekanatu toruńskiego, Józef Wybicki - Starosta Krajowy Pomorski. Głównym zadaniem towarzystwa było zbieranie funduszy na funkcjonowanie szpitala oraz potrzeby samych sióstr pasterek w Toruniu. To właśnie dzięki funduszom zebranym przez Towarzystwo można było wynająć dom przy ul. Wałdowskiej.
Odpowiedzialność za opiekę medyczną w szpitalu spoczywała w rękach dra Steinborna. Natomiast pielęgnacja chorych, nadzór nad pracą i zachowaniem pacjentek, czynności gospodarcze oraz biurowe wewnątrz szpitala przejęły siostry pasterki. Problemy jednak piętrzyły się nadal. W 1922 roku Ministerstwo Zdrowia odmówiło szpitalowi charakteru instytucji państwowej i cofnęło dotacje. Na skutek trudności finansowych w listopadzie 1928 roku zostało rozwiązane Towarzystwo, a szpital przeszedł na własność Zgromadzenia Sióstr Pasterek. Odtąd podstawę materialną sióstr stanowił dochód z opłat za leczenie i utrzymanie chorych. W marcu 1929 roku Pomorski Wojewódzki Urząd Zdrowia wyznaczył stawkę za dobę w wysokości 6 zł. Dnia 31 stycznia 1930 roku Izba Wojewódzka zmieniła dotychczasową nazwę szpitala na „Szpital Dobrego Pasterza”. Jednocześnie wojewoda pomorski zatwierdził statut i regulamin szpitala.
Przybycie sióstr pasterek do Torunia w 1920 roku otworzyło nowy etap w dziejach zgromadzenia. Szpital weneryczny prowadzony przez siostry w Toruniu był prawdopodobnie ewenementem w skali nie tylko Polski. Matka Karłowska była prekursorką pracy zakonnic w tej dziedzinie. Musiała zrezygnować ze ścisłej klauzury, która była przewidziana w zgromadzeniu od początku. Główną trudnością, przed jaką stała Założycielka zgromadzenia, był przede wszystkim status prawny sióstr pielęgniarek. Nie było dla nich drogi zakonnej, a przecież rekrutowały się spośród kandydatek do zgromadzenia. Początkowo m. Maria uczyniła z nich trzeci chór. Chociaż w doświadczeniu Kościoła spotykamy już od wieków zaangażowanie sióstr w działalność pielęgnacyjną, to jednak nie było w historii takiego zgromadzenia, którego celem byłaby bezpośrednia posługa wśród wenerycznie chorych kobiet. Aby zgromadzenie mogło zająć się tą pracą, potrzebna była akceptacja osobnej drogi dla przyszłych sióstr pielęgniarek.
Chronologicznie wydarzenia przedstawiały się następująco. W listopadzie 1921 roku kard. Edmund Dalbor zarządził przeprowadzenie wizytacji kanonicznej na Winiarach. Przeprowadził ją o. Marian Sobolewski, franciszkanin z Krakowa. W rozporządzeniu powizytacyjnym wydanym przed kard. Dalbora napisano, że zgromadzenie powinno przeredagować Konstytucje w oparciu o przepisy nowego kodeksu prawa kanonicznego z 1917 roku i norm św. Kongregacji dla Spraw Zakonnych. Jednocześnie zaznaczono, że prawdopodobnie Kongregacja nie wyrazi zgody na pielęgnowanie przez siostry wenerycznie chorych kobiet. Wskazano, że nowe prawo kanoniczne nie dopuszczało możliwości powstawania tercjarek przy zgromadzeniach zakonnych. Aby poszukać wyjścia z tej trudnej sytuacji, kard. Dalbor zasugerował, aby z sióstr pielęgniarek stworzyć świeckie stowarzyszenie „pobożnych niewiast”, które pozostawałoby pod opieką zgromadzenia. Propozycja ta, choć dosyć ciekawa, jednak nie rozwiązywała zaistniałej sytuacji. Pielęgniarki zgłaszały się przecież do sióstr po to, aby zostać zakonnicami. Długotrwałe oczekiwanie na otwarcie dla nich nowicjatu i złożenie ślubów powodowało, że część chętnych po pewnym czasie wstępowała do innych zgromadzeń. Nie brakowało przecież w tym czasie zakonów, które zajmowały się działalnością pielęgnacyjną, np. siostry elżbietanki.
Nie mogło więc zadowolić Marii Karłowskiej to połowiczne rozwiązanie. Ponieważ jednak tym momencie trudno było o inne, zaakceptowała taką propozycję. W grudniu 1921 roku powołała dla pielęgniarek Stowarzyszenie Sióstr Samarytanek od Dobrego Pasterza. Jego członkinie miały składać tylko jeden ślub, mianowicie poświęcenia się pielęgnowaniu wenerycznie chorych niewiast. Celem ich pracy było: zdobywanie chorych dusz przez leczenie chorych ciał.
Formacja samarytanek miała być następująca. Okres przygotowania do złożenia ślubów miał trwać trzy lata. Tak długi czas świadczy o tym, że Matka chciała prawdopodobnie zapobiec zbyt dużej rotacji sióstr pielęgniarek. Może też liczyła, że w tym czasie cały problem ze statusem tych sióstr ulegnie zmianie. Po okresie próby i rozeznania siostra samarytanka mogła składać ślub poświęcenia, który był czasowy i miał trwać również trzy lata. Obok pielęgnacji samarytanki, podobnie jak i siostry misyjne w zgromadzeniu, miały zabiegać o oddziaływanie „duszpasterskie” na chore kobiety. Stowarzyszenie Sióstr Samarytanek zostało zatwierdzone przez kurię biskupią w Pelplinie dnia 4 listopada 1924 roku. Pierwsza grupa sióstr złożyła ślub poświęcenia już 21 listopada 1924 roku.
Pomimo takich rozwiązań, otwartą pozostawała nadal sprawa ślubów zakonnych dla sióstr pielęgniarek i ich przynależność do zgromadzenia. Przełożona rozpoczęła więc dalsze starania. Poszukiwała przede wszystkim dobrego kanonisty, który zechciałby przepracować dotychczasowe Konstytucje. Bardzo trudno było znaleźć kogoś takiego w Polsce. Udało się Matce dotrzeć do o. Tadeusza Olejniczaka, zmartwychwstańca, który od wielu lat pracował w Rzymie jako konsultor Kongregacji dla Spraw Biskupów i Zakonników. Matka Maria dotarła do niego poprzez znajomości rodzinne. Dnia 18 marca 1922 roku zwróciła się do o. Olejniczaka z oficjalną prośbą o podjęcie zadania poprawienia Konstytucji oraz starań o zatwierdzenie w Rzymie. Ojciec Tadeusz wyraził zgodę.
Z zachowanej korespondencji wynika, że Matka Karłowska przesyłała do Rzymu zapytania i propozycje. Jeden z takich listów został napisany w Toruniu 10 sierpnia 1923 roku. Matka przybyła wtedy do Torunia na rekolekcje sióstr oraz odnowienie ślubów. Oto fragment tego listu: Jego Eminencja Dalbor już trzykrotnie zapytywał, kiedy konstytucje będą poprawione. Aby uniknąć osobistego badania, nie byłam na Winiarach, a teraz w niepokoju oczekuję rezultatu z Rzymu. Teraz cała nadzieja nasza w Bogu, że pobłogosławić raczy usilne starania Prze. Ojca i nie dopuści klęski do Zgromadzenia.
Dalej m. Maria prosiła o wyjednanie w Kongregacji św. trzech dekretów, z których jeden dotyczył sióstr pielęgniarek. Jeżeli Pielęgniarki nie mogą tworzyć III Chóru w Zgromadzeniu, proszę o dekret, że jako pielęgniarki wenerycznych kobiet mogą należeć do II Chóru jako Konwerski i jako takie funkcje swoje wykonywać – i śluby zakonne takie same składać, jak w zgromadzeniu. W tym roku rząd chce nam oddać drugi szpital wenerycznych kobiet w Łodzi. Nie wiem, jak dalej tę sprawę uważać bez Dekretu dla Pielęgniarek.
Trwanie domu toruńskiego i przynoszone przez niego owoce zmieniały nastawienie do dzieła podjętego przez siostry pasterki. W grudniu 1923 roku wizytację apostolską zgromadzenia przeprowadził bp Władysław Krynicki z Włocławka. Był on we wszystkich domach, tzn. w Winiarach, Wiktorynie, Toruniu oraz Topolnie. Po wizytacji uczynił Matce Karłowskiej nadzieję, że Stolica Apostolska pozwoli na złożenie ślubów przez pielęgniarki. Zasugerował, aby tymczasem stopniowo przyjmować je do nowicjatu zakonnego, a w pracy w szpitalu zastępować nowymi kandydatkami. Okres ich dotychczasowej pracy miał być im uznany za czas postulatu. Oczywiście było to rozwiązanie połowiczne, bo z chwilą złożenia przez siostrę pielęgniarkę ślubów, traciła ona prawo pielęgnacji wenerycznie chorych kobiet.
Sytuacji nie zmieniła też wizyta prymasa Dalbora w Szpitalu w Toruniu. Mimo, że nie krył swojego zadowolenia i podziwu dla pracy sióstr, nie posunęło to jednak naprzód statusu prawnego pielęgniarek.
Tymczasem Matka Karłowska zasięgała także opinii znanego wówczas kanonisty niemieckiego, ks. Marcina Leitnera z Passau. Pisał on do ówczesnego kapelana na Winiarach, o. Łukasza Świątkowskiego, że jego zdaniem Stolica Apostolska nie powinna widzieć przeszkód w zatwierdzeniu zgromadzenia zakonnego, które by obrało sobie za cel pielęgnowanie wenerycznie chorych kobiet.
Pozytywne doświadczenia toruńskie zaowocowały tym, że Maria Karłowska podjęła propozycję zaangażowania się sióstr w podobną działalność leczniczą w Łodzi, w szpitalu św. Marii Magdaleny. Tam także, i to na większą skalę, istniał, problem kobiet wenerycznie chorych. Pierwsze starania podjęto już w 1922 roku. Za posługą sióstr były władze miejskie oraz miejscowy biskup ks. Wincenty Tymieniecki. Niestety, przeciwko przejęciu szpitala przez siostry wypowiadał się dotychczasowy jego personel. Wykorzystując prasę, stworzył on wrogą atmosferę wokół sióstr. Gdyby nie upór Matki, która w takich przeciwnościach widziała początki błogosławieństwa Bożego, zgromadzenie wycofałoby się z propozycji objęcia szpitala. Oficjalne przejęcie placówki miało miejsce dopiero dnia 1 sierpnia 1927 roku.
Doświadczenie toruńskie przyczyniło się również do tego, że Matka – uprzedzając podjęcie pracy w szpitalu łódzkim - już w 1925 roku otworzyła zakład wychowawczy w Radogoszczu k. Łodzi (w 1932 roku został on przeniesiony do Romanowa).
Szpital św. Marii Magdaleny został zorganizowany na wzór lecznicy w Toruniu. Tak więc urządzono w nim na nowo nie tylko sale sypialne, ale przede wszystkim dodano nowe pomieszczenia, takie jak: kaplica, pracownia i jadalnia. Najwięcej trudu włożono jednak w urządzenie małego ogródka. Takie zaplecze było nie tylko potrzebą szpitala, ale każdego domu zakonnego, w sposób szczególny sprawdzało się jednak w działalności leczniczej. Szpital w Łodzi nie miał ogrodu, a tylko nieuporządkowane podwórko. Udało się je oczyścić, a następnie po przywiezieniu ziemi urządzić ogród kwiatowo – owocowo - warzywny.
Doświadczenia toruńskie pomogły także w innych sprawach. Podobnie jak w Toruniu, siostry w Łodzi musiały samodzielnie starać się o środki materialne. Warto przy tym zauważyć, że szpital św. Marii Magdaleny był dwukrotnie większy od lecznicy toruńskiej. Dla przykładu, liczył 150 łóżek. W Toruniu, według zatwierdzonego statutu, było ich 70.
Fundacja toruńska wpłynęła bezpośrednio na otwarcie nowych placówek wychowawczych niedaleko miasta Kopernika. Matka Maria Karłowska powołała do istnienia kilka domów w południowej części diecezji chełmińskiej. Było to największe skupisko domów, otwartych za jej życia. W kolejności powstawały: Bydgoszcz (1920 – po roku placówkę przeniesiono do Topolna), Topolno (1921), Pniewite (1925), Dębowa Łąka (1932) oraz Jabłonowo Pomorskie (1933).
Fundacje w Topolnie i Pniewitem zostały otwarte przede wszystkim ze względu na pacjentki szpitala toruńskiego. Ponieważ po wyleczeniu często nie miały one dokąd powrócić, tym bardziej jeżeli chciały zmienić swoje dotychczasowe życie, pojawił się problem. Tak genezę nowych domów zakonnych w powiązaniu ze szpitalem toruńskim widziała Helena Steinbornowa: I tu dopiero się okazało, że pacjentki wprost rwały się do roboty, a pierwszy rok owocnej działalności i wpływu moralnego sióstr pasterek, ich serdeczne podejście do powierzonych ich opiece kobiet, dało nadzwyczajne wyniki. Statystyka szpitala wykazuje, że w roku 1920 leczono tam 32 chore, zaś w latach od 1921-1929 cyfra pacjentek waha się między 394 a 497. Część dziewczyn okazała chęć dalszego pozostania pod opieką sióstr pasterek, a wobec ukończonej kuracji, którą opłacało miasto, trzeba było dla nich znaleźć schronisko, ażeby nie wróciły na ulicę i nie stracone [zostały] owoce pracy. Początkowo odsyłano je na Winiary do domu macierzystego sióstr pasterek, ale pojemność tego domu była ograniczona. Szukaliśmy drogi wyjścia i w roku 1921 dzięki poparciu Wojewody Pomorskiego Jana Brejskiego uzyskało Zgromadzenie resztówkę ziemską Topolno w powiecie świeckim na Pomorzu na dom misyjny.
Do Topolna Matka przeniosła z Winiar nowicjat sióstr misyjnych, czyli wychowawczyń. Nowicjat pielęgniarek funkcjonował w Toruniu. Rok 1932 dał Matce Marii upragnione miejsce dla nowicjatu – wydzierżawiła pałac w Dębowej Łące k. Wąbrzeźna z dużym, pięknym parkiem. Były tam idealne warunki dla prowadzenia formacji zakonnej. Spełniło się pragnienie Matki: połączenia obydwu nowicjatów: z Topolna i Torunia. W pracach gospodarczych pomagały magdalenki.
Kolejna fundacja – w Jabłonowie Pomorskim – została przeznaczona na dom generalny zgromadzenia. W ten sposób otwarcie domu toruńskiego i uznanie środowiska dla tamtejszej pracy sióstr pasterek spowodowało, że zgromadzenie miało swoje domy przede wszystkim w południowej części diecezji chełmińskiej. O ważności tych nowych miejsc niech świadczy fakt, że Matka Karłowska często w nich przebywała, aż w końcu zamieszkała na stałe w Pniewitem i tutaj zmarła w 1935 roku.
Dom w Jabłonowie Pomorskim Marka Maria nabyła w 1933 roku. W krótkim czasie stał się on główną siedzibą, czyli Domem Generalnym zgromadzenia. Z tym miejscem Założycielka wiązała wielkie plany, między innymi zamierzała otworzyć tu szkołę gospodarstwa domowego. Widziała dużą potrzebę kształcenia i przygotowywania dziewcząt do podjęcia w życiu podstawowych obowiązków: żon, matek, gospodyń domu. Chociaż z planów ostatecznie za jej życia nic nie wszyło, to jednak zgromadzenie pielęgnowało ten pomysł.
Matka Maria zmarła w Pniewitem dnia 24 marca 1935 roku. Wiemy jednak, że chciała spocząć w Jabłonowie. W dniu objęcia tej placówki na pocztówce przedstawiającej zamek jabłonowski napisała własnoręcznie Ostatnią moją wolą jest tutaj spocząć. Początkowo została pochowana przy wejściu do kościoła parafialnego pod wezwaniem św. Wojciecha. Dnia 31 sierpnia 1935 roku nastąpiło uroczyste przeniesienie doczesnych szczątków Matki do krypty pod prezbiterium kaplicy w domu zakonnym, zgodnie z tym, czego sobie życzyła: Gdy Matka Założycielka pierwszy raz przybyła do Zamku w Jabłonowie, obeszła z laseczką około Zamku, stanęła tam, gdzie teraz spoczywa i mówiła do Dusz: „Dzieci, tu u góry będzie kaplica, a tu mnie pochowacie”.
„Gość Niedzielny” z 25 marca 1935 roku pisał: Na wieczny sen spocznie w podziemiach kaplicy jabłonowskiego Zamku s e r c e , które za miliony kochało i za miliony cierpiało. A przecież z żywymi pozostanie po wszystkie czasy Wielki Duch Matki Marii Karłowskiej, o którym także powiedzieć można bez wątpienia, że „był jak słup ognia”.
Maria Karłowska została ogłoszona błogosławioną 6 czerwca 1997 roku w uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa pod Wielką Krokwią w Zakopanem. Jej wyniesienia na ołtarze dokonał św. Jan Paweł II.
Biskup DiecezjalnyWiesław Śmigiel | |
Biskup PomocniczyJózef Szamocki | |
Biskup SeniorAndrzej Suski |
Zgodnie z art. 8 ust. 1 Dekretu ogólnego w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych w Kościele katolickim wydanym przez Konferencję Episkopatu Polski w dniu 13 marca 2018 r. (dalej: Dekret) informuję, że: